Wielki sukces załogi PENETRATORA! Zwycięstwo w najcięższej grupie - Adventure - kultowego rajdu/wędrówki off-road na orientację Pomerania.
Zapraszamy do przeczytania relacji:

POMERANIA - Szkoła Pomorska

Dwa razy do roku w stronę Pojezierza Drawskiego ciągnie kilkadziesiąt załóg objuczonych trapami, łopatami, linami, sprzętem obozowym i Bóg wie czym jeszcze. Pokonują setki , a nierzadko tysiące kilometrów i kilka granic, aby dotrzeć późnym wieczorem do jednego z nielicznych rozrzuconych wśród lasów miasteczek. Nazajutrz rozpoczynają walkę ze wszystkimi możliwymi żywiołami, aby po dwóch dobach odebrać skromny certyfikat uczestnictwa i powrócić do domu. Dlaczego POMERANIA ?

Dlaczego wybrali właśnie tę imprezę, na której nie ma bazy z prawdziwego zdarzenia, jedzenia nie uświadczysz, nagród nikt nie obiecuje, wpisowe dochodzi do trzystu złotych za osobę, a wielu twierdzi, że organizator ma trudny charakter ? Bez względu na to, czy zapytany pochodzi z Polski, Niemiec czy Danii, odpowiedź jest jedna: trasa i ludzie.

Pomerania

W trakcie ostatniej edycji miało miejsce śmieszne zdarzenie. Po wielu godzinach rywalizacji w czołówce znalazły się cztery ekipy. Do spotkania doszło na rozległej łące poprzecinanej szeregiem równoległych rowów z wodą. O jakimkolwiek trwałym punkcie zaczepienia można było tylko pomarzyć, więc wszyscy, łącznie z pilotami, wzięli się do układania trapów. Rywalizacja mocno podgrzała atmosferę, dzięki czemu żółte chorągiewki przybliżały się coraz szybciej. Po pokonaniu ostatniego rowu wrzuciliśmy trapy na dach i całą grupą ruszyliśmy dalej. Najpierw skończyła się droga. Cóż, wierni "wytyczonej" trasie lawirowaliśmy przez kilkanaście minut między drzewami, aby wyjechać na tę samą drogę w innym miejscu. Następnie, cały czas jak przy linijce, wspięliśmy się na strome wzniesienie i stanęliśmy oko w oko z siatką, za którą kusząco powiewały żółte wstążki. Chwila konsternacji nie trwała długo, gdyż jeden z pilotów odkrył skrót i cała grupa popędziła dalej. Po kilkudziesięciu metrach drogę zagrodził nam rozległy młodniak. Tego było za wiele, nawet jak na tego typu zmagania. Nie namyślając się długo zadzwoniliśmy do organizatora, który ze stoickim spokojem wyjaśnił, że kilka dni wcześniej geodeci żółtymi wstążkami wytyczali trasę gazociągu...

I tak było do końca. Śmiesznie, bardzo trudno, ale z szacunkiem dla przyrody. W zgodnej opinii wielu uczestników rajdów i wypraw jest to najtrudniejsza technicznie i najbardziej zróżnicowana impreza terenowa w Polsce. Zabierając dwa bloczki, taśmy, hi-lifta, trapy, siekierę i piłę, zastanawiasz się czy o czymś nie zapomniałeś ? No jasne - kotwica, wodery i lina do asekuracji. Brak jednego przedmiotu z tej listy prowadzi do klęski. Przykład z ostatniej edycji ? Pod jedną z załóg załamał się niepodstemplowany most z bali, efekt pozostawienia w domu piły do drewna.

XIII Pomerania

Wszelkie braki w oporządzeniu ujawniają się w trakcie pokonywania brodów, jarów, podmokłych łąk, podjazdów, zjazdów i trawersów. Nigdy nie zabrakło ani jednej z podstawowych przeszkód terenowych. Są też atrakcje nietypowe. Na przykład wciągające bagna, dzięki którym Artur Pawlak "Stanley" przeszedł do historii jako pierwszy w historii Pomeranii pilot wywlekany z błota za pomocą wyciągarki.
Zresztą nie ma się co dziwić. Warto przypomnieć, że to właśnie te tereny i ta impreza są kolebką polskiego off-roadu przeprawowego. W czasach gdy na rajdach amatorskich pękały ramy od wyszarpywania "stalówkami", tutaj debatowano nad wyższością hydraulika nad elektrykiem i zaletami kompasów zabudowanych w samochodzie. Ostatnia moda na przeprawówki nie miałaby tylu zwolenników, gdyby nie "szkoła pomorska" w której spontanicznie, rok po roku, powstawały i ewaluowały nowe pomysły, tworzone przez uczestników z Polski i Europy Zachodniej. Dowód ? W większości tegorocznych rajdów przeprawowych zwyciężyły załogi, które swoje pierwsze ekstremalne szlify zdobywały właśnie tutaj. A ludzie ? Jak to ludzie, różni. Najciekawszych spotyka się nocą, kiedy reszta śpi. Podczas kilku edycji można było wielokrotnie spotkać załogi Witka Fedorowicza, Piotra Niessnera, Michała Reja, Andrzeja Gumowskiego, Pawła Molińskiego, Ryśka i Ady Banet, Grześka Rutkowskiego i wielu innych. Nocne błądzenie na ogół kończyło się dywagacjami nad mapą i rozjechaniem w tyle stron ilu było dyskutantów. Po pewnym czasie wszyscy spotykali się w tym samym miejscu i wspólnie wjeżdżali w jedyną niesprawdzoną przecinkę, która była tą właściwą. A teraz łyżka dziegciu. Największą porażką tej imprezy było odejście od mapy na rzecz itinerera. Co prawda przyczynili się do tego sami uczestnicy, skracając sobie na własną rękę trasę polami i lasami, jednak stanowiło to duży krok wstecz, w kierunku formuły zwykłego rajdu samochodów terenowych.
W przeciwieństwie do itinerera, czytania mapy można się uczyć latami. Daje ona ogromne pole do popisu doświadczonym pilotom, dzięki czemu o końcowej klasyfikacji decyduje w znacznie większym stopniu czynnik ludzki. Na jej podstawie można zaplanować czas i miejsce tankowania, naprawy samochodu, czy noclegu. W wielu wypadkach pozwala określić charakter kolejnego odcinka specjalnego, a w ostateczności najkrótszą drogę do lekarza. Jej wykorzystanie wprowadza atmosferę prawdziwej wyprawy, chociaż w przypadku tej imprezy dodatkowe zabiegi tego typu są zbędne. Również pieczątki, chociaż praktyczne, nie były tym, czego oczekiwało się po imprezie turystycznej. Na szczęście w tym roku z nich zrezygnowano. Kolejna sprawa to wpisowe. O ile 600 PLN za podstawowy skład załogi można przeboleć, o tyle 300 za każdą osobę towarzyszącą, która być może w przyszłości stworzy własny zespół, to bardzo dużo. Znaczącą ulgą są zniżki dla członków Land Rover Klub Polska, ale dochodzi wtedy składka członkowska... Jednak o wszystkich mankamentach zapomina się na trasie, zwłaszcza tak wymagającej jak tegoroczna, obfitująca w wąwozy i koryta rzek pokonywane na wszelkie możliwe sposoby: wzdłuż, w poprzek, z ładunkiem, na czas, samochodem, canoe, po linach, balach i wpław.
W klasie turystycznej od startu do mety prym wiedli Duńczycy jadący Land Roverem. W grupie adventure po pierwszej próbie w czołówce znalazło się pięć samochodów i wiadomo było, że o zwycięstwie zadecydują pojedyncze punkty.
Pierwszy dzień był techniczną rozgrzewką, w czasie której na palcach jednej ręki można by policzyć napotkane zabudowania i asfaltowe dojazdówki. Trasa w miarę prosta (jak na tę imprezę), ale niezwykle malownicza i urozmaicona. Kilka rzek, bardzo ciekawy trial, budowa mostu i potężna łąka, która zatrzymała prawie wszystkich amatorów nocnej jazdy.

XIII Pomerania

Tu można mieć pewne zastrzeżenia do zbyt lakonicznego opisu trasy, który nie uwzględniał możliwości pokonania tego odcinka po zmroku (gdyby była mapa...). Dzień drugi rozpoczął się o świcie wyjątkowo wyczerpującym trialem na czas. Trasa wytyczona w bardzo głębokim wąwozie wymagała zjechania, a raczej opuszczenia się na linie po prawie pionowym stoku i wyjechania na wierzchołek wzdłuż koryta strumienia. Zadanie utrudniały głazy i zwalone kłody oraz worki z piaskiem umieszczone w samochodzie w charakterze balastu. Ich ilość zależała od decyzji załogi, za każdy worek można było otrzymać dodatkowe punkty. Na tym odcinku świetnie spisała się ekipa z Poznania, po raz kolejny wykazując wyższość wyciągarek mechanicznych nad elektrycznymi. Tego dnia rozegrała się też większość prób sprawnościowych, z reguły kończących się salwami śmiechu. I tak Duńczycy próbowali zamienić canoe w łódź podwodną, Mirek Pasoń dał popis akrobacji na linie, jeszcze ktoś starał się rozpalić ognisko od pierwszej... zapalniczki. Pomysł z próbami świetny, zwłaszcza, że uczestnicy mogli spędzić trochę czasu razem, a kolejny, tym razem morderczy, OS pokonywać nocą. OS, który doświadczonym załogom zajął całą noc, równo od zmierzchu do świtu. OS po którym szekla ważyła tonę, a samochód przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Kilkanaście trawersów, błoto i dużo wody bez możliwości zawrócenia. Ukończyli go nieliczni. W południe w bazie Norbert i Joanna Zbróg ogłosili wyniki. W grupie adventure zwyciężyła załoga Penetratora, w turystycznej ekipa duńska. XIII Pomerania dobiegła końca.

Autor: Przemysław Maciążek

VI POMERANIA 1998
VIII POMERANIA 1999
X POMERANIA 2000
XII POMERANIA
XIII POMERANIA (opisana powyżej) 2002
XIV POMERANIA 2002
XV POMERANIA 2003


historia | aktualnosci | o nas | ekspedycja