PENETRATOR - Klub 4x4 / off-road Warszawa

"Ukraina 2006"

4 grudnia tradycyjnie z Warszawy wyruszyła kolejna ekspedycja. Tym razem w naszych szeregach znaleźli się ukrainiści oraz dziennikarze. Ze względu na specyfikę naszego zadania zdecydowaliśmy się na sprzęt, którym udało się dotrzeć, mimo 20 stopniowego mrozu i nieodśnieżanych, górskich dróg w samo serce Ukraińskich Karpat.






Więcej zdjęć w naszej Galerii

DZEMBRONIA

Celem naszej wyprawy było zgromadzenie materiałów folklorystycznych ze wsi położonych w rejonach Czarnochory i Gorganów. Zebrane materiały posłużą nam w dalszej pracy naukowej i zawodowej. Nie bez przyczyny wybraliśmy się w okresie kiedy na Huculszczyźnie obchodzone są święta Bożego Narodzenia. W towarzystwie naszych gospodarzy mieliśmy okazję skosztować tradycyjnych 12tu potraw. Huculi do tej pory zachowali pradawne tradycje, zarówno te chrześcijańskie jak i te, które rok co roku są wypominane z ambony przez miejscowego Batiuszkę jako pogańskie zabobony. O ile nie dziwiło nas dwanaście potraw oraz rozpalanie przez gospodynię wigilijnego pieca dwunastoma polanami, które mają symbolizować dwanaście miesięcy to obserwacja oraz udział w wielu obrządkach poprzedzających wigilię sprawiała, iż czuliśmy się jak zatrzymani w czasie kilka wieków temu.
Któż by pomyślał, że istnieje gdzieś na świecie taka stodółka, w której zwierzętom ścieli się świeże siano, zabiera się na mszę, karmi potrawami z wigilijnego stołu, a także maluje krzyże na głowach...
Wszystkie te czynności swój rodowód czerpią ze starych niejednokrotnie pogańskich tradycji, które teraz możemy oglądać w mniej lub bardziej schrystianizowanej formie.
Krzyże na pogłowiu bydła miały chronić je przed atakami złych mocy. W huculskiej tradycji ogromną rolę poświęcano działaniu diabła, a jeszcze większą troskę przykładano przeciwdziałaniu złym mocom. Z tego też powodu wszystkie okna i drzwi do obory zostały szczelnie zabezpieczone, w obawie przed wtargnięciem w dusze żywicieli rodziny owej "siły nieczystej". Z tego samego powodu gospodarz zapraszał na ucztę diabły, które o określonej porze zjawiały się u stołu, na środku gospodarstwa.
W przypadku spóźnienia nie miały one prawa pojawić się w obrębie gospodarstwa przez cały rok. Jak nigdy wcześniej cieszyliśmy się wszyscy z powodu spóźnienia tych "gości".
Ponad dziesięć dni spędzonych pośród Hucułów i ich wielowiekowych tradycji pozwoliło nabrać nowego wyobrażenia o świecie XXI wieku. Dla nas zapalonych ukrainistów była to nieoceniona okazja uczestniczenia w obrzędach, które odejdą wraz z kultywującymi je dziewięćdziesięciolatkami. Młodsze pokolenia idą z duchem czasu. Na szczęście można jeszcze usłyszeć dźwięk trembity czy też cymbałów.
Tak spędziliśmy czas na wysokości ok. 1100 mnpm. Nieco niżej, w mieście życie płynie inaczej ale równie ciekawie. Tutaj tradycja zakorzeniona jest również mocno lecz w niektórych miastach (typowo turystycznych) przybiera charakter "cepelii".
Udało nam się również znaleźć człowieka, który potrafi zagrać na cymbałach weselne melodie, wytrąbić na trembicie sygnały nawołujące górali do spędu owiec z hal ,czy też informujące o niebezpieczeństwach takich jak wilki czy pożary. Pomimo siarczystego mrozu swoją grą na skrzypcach potrafi doprowadzić do euforii nawet wytrawnego melomana.
Podwyższony poziom adrenaliny zapewniały nam tamtejsze drogi oraz Ci, których na nich spotykaliśmy. Stara zasada bardzo, bardzo, bardzo ograniczonego zaufania wobec innych uczestników ruchu przydała się.
Należy również wspomnieć o widokach zapierających dech w piersi. Były to zarówno majaczące w górze ośnieżone stoki, chwiejące się świerki jak i widniejące w dali sylwetki Urali dźwigających na swoich przyczepach potężne drewniane bale.
Tętent dziesięciu rozpędzonych kół oraz bliżej nieokreślony kształt źródła hałasu sugerował nam zajęcie maksymalnie możliwej prawej skrajni jezdni pozostając jednocześnie dobrze widocznym. Jak się później okazało była to dobra decyzja bowiem starcie z Gruzawikom z pobliskiego Lis-Gospu nie pozwoliłoby na napisanie relacji z wyjazdu.

Reasumując po dziesięciu niezapomnianych dniach, wyposażeni w cenne obserwacje, zapiski oraz niezapomniane wrażenia obraliśmy kurs do domu. Niektórzy przez swoje rodzinne strony...

Bartosz Grąbczewski





historia | aktualnosci | o nas | ekspedycja