|
Strzał. W strugach deszczu rusza kilkanaście ubłoconych samochodów. Smugi reflektorów
przebijają się przez ścianę wody, wydobywając z ciemności kolejne ostre zakręty i potężne,
wiekowe drzewa. Zmęczeni i mokrzy piloci walczą ze strzępkami map wykrzykując po raz setny,
znienawidzone: "zawracaj !". Dla kierowców nie ma znaczenia czy pokonują rów czy rzekę,
małą górkę czy zdradziecką skarpę, liczy się tylko niepozorna, skromna pieczątka zawieszona
gdzieś w środku niedostępnego trzęsawiska, pociętego zdradzieckimi strumieniami.
W promieniu trzystu metrów od celu są już wszyscy i w atmosferze wzajemnej nieufności
brną przez błoto szukając bladego światła chemicznej latarni. W końcu jedna z załóg dociera
do celu, przybija pieczątkę i rozpoczyna szaleńczą ucieczkę w stronę bazy gdzie czeka upragniona beczka piwa...
Tak miała wyglądać cała "Żelazna Wiosna": dużo adrenaliny, błota i prawdziwa rywalizacja.
Z tego powodu do Żelaznej zjechali weterani i zwycięzcy najcięższych polskich rajdów przeprawowych,
nastawieni na kolejną przygodę i zaspokojenie offroadowego nałogu.
Plan organizatorów zakładał dwa dni zmagań z trasą, na której znajdowały się pieczątki oraz
wytypowane do odszukania miejsca, uwiecznione na zdjęciach wydrukowanych w itinererze.
Jednak od samego początku można było zauważyć turystyczny charakter przeszkód, tak jakby ktoś
obawiał się o lakier i zawieszenie startujących samochodów. Nie dane było uczestnikom zasmakować
prawdziwych terenowych trudności. Na szczęście niewątpliwe piękno okolicy szybko zamieniło większość
w globtroterów i pozwoliło wykorzystać aparaty fotograficzne. M ożna było wreszcie docenić uroki spokojnego
podróżowania, którego ciągłość zapewniał arsenał łopat, szekli i lin. W pagórkowatym terenie co pewien czas
pojawiało się niegroźne jeziorko, rzeczka, podmokła polana.
Bardzo dobry i przygotowany z poczuciem humoru itinerer nie sprawiał pilotom trudności, a jedyne zgrzyty
pojawiały się przy okazji pozbawionego sensu zdobywania punktów fair-play. Niestety większość załóg pokonała
trasę pierwszego dnia i o kolejności decydowały wyniki próby zręcznościowej, polegającej na strzelaniu
z wiatrówki do kolorowych balonów. Nic dziwnego, że w bazie "zawrzało" i szef rajdu był zmuszony wytyczyć
na poczekaniu dodatkowy odcinek specjalny w formie trialu. Tym razem trafił idealnie w gusta uczestników
posiadających profesjonalny sprzęt. Jako pierwsza przejechała załoga Madzianki i Molly'ego dając popis spokojnej
i konsekwentnej jazdy. Kilka godzin później przetoczyło się Volvo udowadniając, że nawet półciężarówka jest w
stanie walczyć w tego typu konkurencji.
Wieczorem można było skorzystać ze świetnie przygotowanego zaplecza kulinarnego i technicznego, przez
wielu uznanego za wzorcowe. Zabawa rozkręciła się na dobre po powrocie wspomnianych już załóg z grupy
turystycznej i ekstremalnej, dysponujących dwiema beczkami piwa.
Dużo emocji wzbudziła rywalizacja o Puchar Grubego rozegrana ostatniego dnia rano. Niewinnej,
kilkunastometrowej rynny z błotem nie pokonało w regulaminowym czasie wiele załóg z grupy ekstremalnej,
w tym Volvo z powodu wywrotki oraz Żaba i Siara w wyniku awarii osprzętu wyciągarek. Puchar zdobyła
ekipa żółtego Gelgaza, jednakże prawdziwe zwycięstwo odniosła załoga Andrzeja Więckowskiego, której po
rewelacyjnie szybkim przejeździe, na ostatnim metrze pękła lina.
Żelazna Wiosna na pewno nie była rajdem ekstremalnym i nie można tego tłumaczyć nawet niskim poziomem
wód gruntowych, jednak z drugiej strony uczestniczyliśmy w świetnie przygotowanej imprezie turystycznej,
która przeniesiona na tereny błotonośne może stać się czołowym ekstremem w rajdowym rozkładzie jazdy
przyszłych sezonów.
Galeria 1 |